Najnowsze wpisy, strona 1


Bez sensu
17 listopada 2021, 22:30

Wszystko ostatnio jest bez sensu, nawet nie wiem, kiedy to się zaczęło. Dziś byłam na pogrzebie przyjaciela mojej mamy, sama w sumie go znałam przez większość swojego życia. Miał 66, mógł jeszcze pożyć. Nie był jakoś schorowany, chodził, jeździł na rowerze, podróżował. Naprawdę brał z życia garściami.

Bez sensu. To słowo mnie dziś prześladuje. Nawet myślałam, że to się razem pisze...ech... W sumie i tak lepiej niż "nie warto".

 

Co innego w tym wszystkim? Moja praca coraz bardziej mnie frustruje. Nie spodziewałam się, że frustracja tak może psuć wszystko wewnątrz. Do tego wszystkiego wreszcie zrozumiałam, że jedna z moich znajomości, tym razem przyjacielska, kompletnie też nie ma sensu i racji bycia. Tia jest kompletnie bez sensu xD zaraz zacznie bawić mnie to słowo, a raczej dwa słowa. Bo to trochę boli, jak przyjaciel mówi, że nie jesteś dla niego ważna, a może to ja wymyślam i za dużo oczekuję. Ja nie rozumiem jak strasznym człowiekiem muszę być, że nie warto o mnie chociaż trochę zawalczyć, o moją przyjaźń czy uwagę. Czemu muszę tylko stać i ukrywać 3/4 swoich uczuć, bo ta druga strona w danym momencie ma gorzej i nie mam sumienia by obarczać ją swoimi problemami czy emocjami. Bezsensu....

 

Boje się chwili, gdy wyjdę z domu, spojrzę w telefon i nie będę mogła do nikogo zadzwonić. Chciałabym wrócić do "ustawień fabrycznych" sprzed kilku lat, gdy nie czułam kompletnie nic, ale nie wiem czemu to nie wychodzi.

 

Może to wszystko spowodowane jest przypływem frustracji, niewyspania, stresu i ogólnego zmęczenia. Może jak zwykle przesadzam i mój mózg rozdmuchuje to wszystko i wyolbrzymia. Przydałaby mi się odskocznia od tego wszystkiego, tylko pojęcia nie mam, gdzie ją znaleźć.

 

 

"Wszystko bez sensu

Małpa z kredensu

Wszystko bez sensu"

Znowu zaczynam od początku?
01 października 2021, 23:36

Dawno nie pisałam, sama już nie pamiętam kiedy. Jakoś jak istniał jeszcze mylog. Chyba byłam jeszcze w liceum. Odwykłam od tego, ale po bardzo długim czasie znów poczułam tę potrzebę pisania. Pisania o emocjach, uczuciach, chyba o tym co ukrywam, tam gdzieś w środku. 

Pamiętam o czym był mój pierwszy wpis na tamtym blogu. Było to chyba w gimnazjum, jak pisałam o byciu kameleonem. O przybieranie "koloru" do danego otoczenia. Zupełnie jak u Gombrowicza w jego Ferdydurke. Każdy przybiera swojego rodzaju Gębę. Tylko kiedy jesteśmy sobą? Pół życia nad tym myślę. Może kiedyś znajdę na to odpowiedź.

Chyba ostatnio miałam wrażenie, że jestem bliska odpowiedzi, lecz potknęłam się przed ostatnim stopniem. Spadam, moja dusza cierpi, znowu jest trudniej zrobić "coś", bo łóżko i Netflix jest mniej "obciążające". Płakałam dziś, a w głowie miałam jak złym człowiekiem jestem skoro znów dostaje po uszach, za to, że byłam szczęśliwa przez pewien czas. Myślałam, że nauczyłam się panować nad takim myśleniem, ale jak widać nie wychodzi. Znów muszę znaleźć w sobie siłę, by to wszystko pozmieniać, by wrócić do stanu równowagi by powiedzieć sobie jest ok. 

Czy będzie lepiej nie wiem, czy gorzej, możliwe. Jedno chyba jest na plus, pisze. Jak piszę znaczy, że gdzieś te emocje wychodzą, może łatwiej je okiełznać i zrozumieć. Plus nie musze udawać, nie muszę grać. Mogę pisać co chce i jak chce, nawet z błędami jak chce. Wreszcie znalazłam sobie jakaś ostoję. Lepszą gorszą, ale jest.

 

"Zostało jeszcze coś na imię ma nadzieja

Jeśli tylko zechcę drogę wolną jej dam

Lecz chyba właśnie się ubiera"